tumblr jest dla amatorów.

Zbędne i kuriozalnie dobrane odniesienia kulturowe obniżają w sposób znaczący jakość recenzji teatralnych Joanny Derkaczew

Posted: 23 października, 2011 | Author: | Filed under: meh | Tags:

Joanna Derkaczew (krytyczka teatralna Gazety Wyborczej) ma w zwyczaju tworzenie tytułów, które zawierają w sobie streszczenie całości tekstu i sprawiają, że dzięki temu na tytule często można lekturę zakończyć (przykładowo – Porażka Krystiana Lupy lub Nieudany spektakl „Wyspy” w reż. Renate Jett; oczywiście mogłoby być lepiej – w tytule warto dodatkowo zawrzeć miejsce i godziny spektakli, ewentualnie informację o cenach biletów). Jak widać, tytuł bieżącej notki jest hołdem dla tego praktycznego i godnego szerszego rozpropagowania zwyczaju.

Pomijając jednak tę drobną złośliwość – Derkaczew najprawdopodobniej zna się na tematyce, którą się zajmuje, jej teksty nie są złe. Zauważyłem jednak pewną prawidłowość – co jakiś czas pojawia się w nich tak nieprawdopodobnie nietrafione odwołanie do tematyki poza-teatralnej, że jedyną reakcją, jaką może wywołać u czytelnika, jest gromkie „że CO?!”.

 

W recenzji – faktycznie fatalnych – „Wysp” Renate Jett, Derkaczew, pisząc o kuriozalnym monologu Bartłomieja Topy w trzeciej części spektaklu (w skrócie – dziwaczny stek bzdur w klimacie Dänikena), stwierdza:

U autora „Możliwości wyspy” i w dziennikach tancerza Wacława Niżyńskiego Jett znalazła opis tego samego stanu izolacji, o jakim opowiadają dziś eksperci na portalu z inspirującymi miniwykładami www.TED.com. Podzieliła spektakl na trzy moduły: Houellebecq – Niżyński – TED.

Specjalnie sprawdziłem, bo nie byłem pewien, czy ostatnio coś się nie zmieniło – wygląda jednak na to, że TED nadal jest serwisem nieograniczonym do żadnej konkretnej tematyki, a jedynym elementem wspólnym wszystkich zawartych tam wykładów jest spełnianie kryterium narzucanego przez hasło przewodnie: „Ideas worth spreading”. Oficjalny podział tematyczny wygląda następująco: technologia, rozrywka, design, biznes, nauka, kultura, sztuka, tematy globalne.

 

Kolejny przykład – w ogólnie niezłej recenzji fantastycznego spektaklu „Jackson Pollesch” René Pollescha znaleźć można taki oto kwiatek (podkreślenie od redakcji meh.):

Pollesch nie jest jedyny. Artyści, którzy przez lata szarżowali i wzywali do działania, teraz odpuszczają. Ci najbardziej awangardowi opowiadają się po stronie niemocy, bezradności i wycofania. Ogłaszają: „A dajcie nam już święty spokój”. Krzysztof Warlikowski reżyseruje sentymentalny „Koniec”, Krystian Lupa prowokuje apologią kryzysu „Poczekalnią.0”. Lars von Trier podbija Cannes „Melancholią” o spokojnym oczekiwaniu na koniec istnienia ludzkości. Postępowe wydawnictwo Ha!art wydaje antologię młodej prozy polskiej pod hasłem „Wolałbym nie”. Nawet na Facebooku nastroje schyłkowe – coraz mniej na nim wezwań do rewolucji i akcji obywatelskich, coraz więcej fanów grupy „Tkliwi nihiliści opanowujący pozycję dystansu”.

 

Dlaczego Joanna Derkaczew tak spektakularnie, raz za razem, strzela sobie w stopę, próbując niezbyt umiejętnie poszerzyć kontekst swoich tekstów? Niezależnie od tego, czy powodem jest brak kompetencji poza własną dziedziną, czy lenistwo, efekt jest taki sam – research najwyraźniej ograniczony do tego, co w danym momencie otwarte jest w przeglądarce internetowej.

Joanno – nie idź tą drogą.